Od opublikowania mojego postu o pielęgnacji skóry według Caroline Hirons minął już dobry rok. Kiedy go pisałam miałam już za sobą kilka tygodni, może nawet miesięcy powolnego wdrażania się w wytyczne Caroline. Powolnego z kilku powodów.
Do tego żeby zacząć swoją skórę odpowiednio traktować, odpowiednimi preparatami w odpowiedniej kolejności to trzeba coś w swojej kosmetyczce mieć (patrz wspomniany wpis). Usiłuję sobie przypomnieć z czym zaczynałam. Na pewno miałam coś do demakijażu, krem na noc, na dzień i pod oczy, może jakieś serum. Wszystko było dobrane bez ładu, składu i po omacku. Nie miałam ani porządnego kremu do oczyszczania, ani kwasowego toniku, ani nawilżającego toniku. Kremy i serum były niezbyt dobrze dobrane. W sumie nie miałam nic co by można było nazwać terapią dla skóry. Miałam duże zakupy do zrobienia. Pójście do drogerii i kupienie wszystkiego na raz nie wchodziło w rachubę, nie tylko dlatego, że byłby to duży wydatek. Nikt nigdy nie powinien tego robić, nawet babeczki w wielbłądzich płaszczach wysiadające ze srebrnych Jaguarów. Po prostu nie. Czy coś nam pasuje czy nie możemy sprawdzić wprowadzając tylko jeden nowy produkt na raz, czyż nie? Wiem co mówię, nie raz na hura zastosowałam kilka nowości na raz i obudziłam się z czerwonymi plamami na twarzy nie wiedząc która z nowości te ozdoby spowodowała.
Od mniej więcej roku mam wszystko czego do pielęgnacji CH mi potrzeba, chociaż niekoniecznie mam tych kosmetyków wystarczająco żeby móc je rotować i niekoniecznie są one z tej półki z której chciałabym (*eh*). Jak sobie pewnie wyobrażacie na mojej liście zachcianek świątecznych i urodzinowych teraz widnieją same kosmetyki!
Efekty? Są.
Całe życie miałam kompleksy na punkcie swoich włosów i cery. Moja mama ma gęste, ciemne, kręcone włosy, a mój tato czarne, gęste, proste. Ja swoje odziedziczyłam po łysiejącym dziadku, trzy łamliwe piórka na krzyż. Jako nastolatka miałam okropny trądzik i tłustą cerę. Nie zostały mi po nim na szczęście blizny, ale okropne pory na całej twarzy tak. Ble. Wyobrażacie sobie chyba, że przez całe moje życie nie usłyszałam komplementu na temat swojej cery. Nie żebym na taki czekała. Ktoś kto ma krzywe nogi nie czeka aż mu ktoś powie, że są zgrabne. Dlatego pierwszy komplement który usłyszałam na temat swojej cery w wieku 37 lat przyjęłam zszokowana. Z wrażenia ani nie podziękowałam ani nie zaprotestowałam. Jakby mnie piorun poraził. Potem przyszedł kolejny i kolejny. W ciągu ostatniego pół roku usłyszałam ich dużo. Czyli efekty są. Ciężko mi patrząc w lustro ocenić co się zmieniło. Mam wrażenie, że kontur twarzy, mam wrażenie, że skóra ma więcej blasku, chyba nie przybyło mi zmarszczek ... a przecież jestem rok starsza ...
Moja skóra zmieniła się przede wszystkim w dotyku ... powiedziałabym, że zrobiła się przyjemna. Czy można tak powiedzieć o własnej skórze czy to już narcyzm?
Caroline Hirons była w Belfaście kilka tygodni temu w tutejszym SpanceNK i miałam szczery zamiar wyrwać się po pracy do centrum, ale niestety dziecina mi się pochorowała i trzeba było pędzić w przeciwnym kierunku. Szkoda, chciałam ją uściskac!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło jeśli zechcecie zostawić po sobie kilka słów