środa, 7 sierpnia 2013

Pikantny makaron z nasturcją

Scroll down for English.


Drobne zmiany przed AD. Pierwsza i najważniejsza jest konsekwencją tego, że w końcu dorosłam do tego, żeby skasować mój anglojęzyczny blog kulinarny. Nie będzie go, ale nie chcę tracić kilku kontaktów z anglojęzycznymi blogerami dlatego AD będzie od tej pory dwujęzyczny. To takie osobiste wyzwanie, bo pisanie i po polsku i po angielsku idzie mi coraz gorzej, kiedyś nie miałam w ogóle problemów z angielską ortografią, teraz sprawdzam co drugie słowo. Uwsteczniam się. Potem może będą jakieś zmiany kosmetyczne, drobne, bo się na tych sprawach nie znam i niewiele mi w sumie tu potrzeba. Zastanawiam się jednak czy pozostać przy czerni, lubię czerń, ale może przez nią jest tu trochę ponuro?

Basta, teraz pasta. Po powrocie z wakacji do domu czekało na mnie kilka niespodzianek w ogrodzie. Moja róża urosła, ale uschły jej pierwsze w krótkim żywocie pąki; kwiaty lawendy uschły bez żniw; mój łopian wypuścił trzeci mizerny kwiat; sałata urosła i nie zjadły jej żadne paskudztwa, ale jakaś ona blada; rozmaryn pożółkł, a nasturcje ... nasturcje były w pełnym rozkwicie. Posiałam je po to żeby je zjeść, więc jem. Nasturcje są lekko pikantne w smaku, powiedziałabym, że pieprzne i dobrze z innymi pikantnymi składnikami się komponują. Lubię je także w towarzystwie czegoś kwaśnego lub/oraz anyżkowego. Zjadłam już w życiu kilka sałatek z kwiatami nasturcji, ale to jest moje pierwsze danie z nimi na ciepło. Zastanawiałam się, czy dodając je do gorącego dania nie zredukuję ich do roli przybrania, ale nie, poradziły sobie w tym daniu znakomicie.


 


Do dania użyłam długiego fusilli - długich skręconych rurek, ale będą pasowały też inne makarony. Najpierw drobno posiekałam 1 laskę selera naciowego, 1 marchewkę i 1 cebulę (po czym seler i cebulę zmiksowałam, żeby schować przed dziećmi) i wrzuciłam na patelnię razem z łyżką oliwy, przykryłam i dusiłam na wolnym ogniu aż do zmięknięcia marchewki. Potem dodałam trzy duże pomidory, obrane ze skórki i pokrojone w drobną kostkę, razem z nimi dodałam posiekaną, czerwoną papryczkę chilli, rozgnieciony ząbek czosnku i gałązkę świeżego oregano. Dusiłam to wszystko aż do momentu kiedy pomidory zaczęły się rozpadać. Sos doprawiłam tartym parmezanem, solą morską, pieprzem i octem balsamicznym (żeby złamać słodycz warzyw). Na koniec dodałam pokrojone w ćwiartki oliwki kalamata. Sos wymieszałam z makaronem. Dodatkowy parmezan i kwiaty nasturcji* dodałam już gdy makaron znajdował się na talerzu.

Głównym smakiem dania jest pikantność pochodząca z chilli, dodatek nasturcji przeciąga ten smak nadając mu pieprznego wykończenia. Papryczka i nasturcje podbijają słodycz warzyw, ale jest ona złamana octem balsamicznym i słonym, aromatycznym parmezanem.

*jeśli gotujecie z kwiatami to pamiętajcie, że muszą one być ekologiczne.

Przepis dołączam do zbioru kwiatożerczej Gosi







2 komentarze:

  1. Och, jak cudnie! Cieszę się Ewciu, że dołączyłaś w tym roku do Kwiatożerców! :)
    Nasturcje już tak mają, że lubią,jak jest im niedobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli do tej pory za dobrze je traktowałam - bo miałam też wcześniej ale liche.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło jeśli zechcecie zostawić po sobie kilka słów

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...