Kolejne pozytywne denko. Tylko jeden bubel.
Zacznę od toników, jest ich trzy.
1. Aveda Botanical Kinetics exfoliant. Aveda to firma produkująca wysokiej jakości kosmetyki pochodzenia roślinnego. Kiedy zamawiałam tonik mogłam sobie wybrac trzy próbki, ale ich wybór nie byłzbyt wielki. Zapadło mi w pamięc mleczko nawilżające też z serii Botanical Kinetics i kiedyś sobie je kupię. Sam tonik ma byc tonikiem pilingującym. No i chyba jest. Zawiera alkohol (na trzeciej pozycji) i kwas salicylowy, ale jest bardzo łagodny. Głównym składnikiem jest wyciąg z oczaru wirginijskiego, który ma właściwości ściągające. Ten tonik nie jest ani bardo ściągający, ani wysuszający - co dla mnie jest pozytywne. Kupiłam go bo ... kiedy przeszłam na pielęgnację wg Caroline Hirons szukałam jakiegoś toniku kwasowego. Żadnego z polecanych przez nią wtedy nie mogłam dostac, a o Avede kiedyś pisała. Potem udało mi się kupic Pixi (2) ale Avede używałam od czasu do czasu dla zmiany. Lubię go. Może przez bardzo ziołowy zapach ...?
2. Pixi Glow Tonic - strzał w dziesiątkę. Nie wiedziałam, że tonik aż tak potrafi zmienic kondycję skóry. Ah i oh. Nie twierdzę, że wyglądam dziesięc lat młodziej po kilku miesiącach jego używania. Nie używam tylko i czyłącznie jego, więc nie jest jedynym odpowiedzialnym za pozytywne zmiany. Moja skóra sprzed i po Caroline Hirons jest nie do poznania. Już nie wyglądam na stale poszarzałą i zmęczoną! Ok. To jest tonik kwasowy, zawiera 5% kwas glikolowy i jest na tyle łagodny, że można go stosowac codziennie. Oczywiście dobrze jest miec coś na zmianę ... Każdy tonik kwasowy ma to samo zadanie: usunąc martwy naskórek, przywrócic skórze kwasowe pH no i co najważniejsze, przygotowac skórę na lepsze przyjęcie wszelkich innych terapii. Kończy mi się ta butelka i na pewno kupię kolejną. NA PEWNO!
3. Simple to naprawdę prosty, łagodzący, tani tonik. Zawiera wyciągi ziołowę, pro-witaminy B5 i B3. Przelałam go do buteleczki z atomizerem i na początku stosowałam jako tonik w sprayu po toniku kwasowym. Zachwytu nie było, jakieś tam dodatkowe bardzo chwilowe uczucie nawilżenia jest, ale bardzo chwilowe. Jak wyschnie to wrażenie znika. Jak woda. Ale nie do końca ... Pewnego dnia popryskałam sobie nim gębulkę po nałożeniu makijażu. U la la. Po pierwsze ściągnął wrażenie pudrowości po drugie naprawdę dobrze utrwalił. Super. Ale bez przywiązania. Tak zachowa się chyba każdy tonik, nie?
4.The Body Shop Aloe Soothing Day Cream. Kre łagodzący na dzień dla wrażliwej skóry. Lekki, nawilżający, bardzo przyjemny w stosowaniu. Ma jakiś tam silikon na piątym miejscu, ale nie jest wcale silikonowy (nie lubię kremów które są tak silikonowe, że twarz po ich nałożeniu jest sucha w dotyku ), ja go wcale nie wyczuwam. Świetny pod makijaż.
5. Clinique Dramatically Different Moisturising Lotion+. Na temat 3 kroków pielęgnacyjnych Clinique kiedyś się wypowiadałam. Negatywnie. Co więc ten krem tutaj robi? Stałam się posiadaczką tej buteleczki i tubki tego samego kremu na wakacjach. Buteleczka była dodatkiem do rocznicowego wydania Glamour. Kupiłam je na lotnisku w drodze do Polski. Niestety w kiosku zostały same z kremem, chociaż były też z innymi kosmetykami. £2 za krem? Clinique? Nawet jeśli to jeden z trzech kroków, to sam krem, bez mydła i hardcorowego toniku nie jest zły. Zły nie jest, ale niestety, kilka dni po otwarciu zaczyna śmierdziec. Do tej pory nie zużyłam 15ml buteleczki, stosuję go czasem, nie kocham go. Tubkę dostałam jako zawartośc kosmetyczki-prezentu w letniej promocji kiedy kupowałam dwa inne, bardzo fajne, produkty tej firmy. Tubka stoi u dzieci w łazience, jakoś powoli schodzi.
6. Avene Ystheal+ Krem do konturu oczu. Ten krem zawiera olej mineralny, czyli to czego staram się unikac w pielęgnacji ... nie doczytałam najzwyczajniej, zauważyłam tylko retinal i inne składniki przestały się liczyc. Właściwie, przyznam się, że o tym oleju dowiedziałam się dopiero teraz, kiedy wygooglałam składniki, bo nie pamiętałam jaką formę witaminy A krem zawiera. A tu oops. Nie zmienia to faktu, że jest to przyjemny krem, bardzo lekki. Kupiłam go, z racji zawartości wspomnianego retinalu, żeby może coś pomógł na pojawiające się z wolna zmarszczki. Oczywiście olej mineralny jest raczej przeciw wskazany jeśli tak jak ja ma się skłonności do kaszy pod oczami. Oops. Strzał w stopę. Musztarda po obiedzie skoro i tak zużyłam już go. Nauczka na przyszłośc! Nie żeby krem jakoś pogorszył stan rzeczy, ale może zwolnił proces pozbywania się owej kaszy... Nieważne już ... z racji tego, że krem zawiera retinal używałam go tylko wieczorem, a rano używałam kremu z filtrem.
7. Flower Pharm. Masło do ciała z dziką różą. Ileż to ja wylałam na siebie butelek balsamów do ciała, a ile wyrzuciłam bo nie mogłam znieśc ich konsystencji. To masło jest dla mnie idealne. Zrobione jest na bazie oleju kokosowego, ale nie jest wcale natłuszczające, raczej mocno nawilżające. Zawiera bardzo dużo wyciągów roślinnych i pachnie mega różami. Taki trochę staroświecki zapach, ale ja uwielbiam. Smarowac się nim to sama przyjemnośc. Jest tak przyjemny, że trudno zapomniec się posmarowac, albo ze smarowania zrezygnowac. Miód. Kupiony w Tesco.
8. Mascara Bourjois Volume Glamour Mascara. Kupiłam ją bo chciałam wypróbawac maskarę ze silikonową szczoteczką. Bez zachwytu. Maskara jak maskara. Szczoteczka jest bardzo gruba i żeby pomalowac swoje króciutkie rosnące do dołu rzęsy musiałam używac zalotki, która leżała od dawna w szufladzie prawie nie używana z racji tego, że nie potrafiłam jej używac. Efekt jest taki, że zanim skończyła się maskara to ja nauczyłam się używac zalotki. Pozytyw jest.
9. Natural Bronzer od Rimmel, odcien 022 Sun Bronze. Mam go już od bardzo dawna, ale jest dalej w sprzedarzy. Mój ma SPF 8, mowe mają SPF 15. Nie ma siły żeby był taki sam, ale pewnie się dowiem. Na mojej skórze ten odcien wygląda jak naturalna opalenizna. Jest to jedyny bronzer jaki miałam kiedykolwiek, który został kilka razy wzięty za prawdziwą opaleniznę.
10. Kredka do brwi od Clinique, odzien 01 soft blonde. To jest jeden z produktów, który kupiłam w czasie promocji Clinique. Kredka ma piękny prawie popielaty kolor. Jest stworzona dla blondynek, ale kolor zdaje się pasuje o wiele szerszej ludzkiej gamie kolorystycznej. Była to najbardziej naturalnie wyglądająca kredka jaką w żciu miałam. Większośc była po prostu za ruda, co nawet w czasach kiedy miałam bardzo rude włosy wyglądało sztucznie. Kredka jest niestety tak miękka, że są duże straty jeśli wysunie się jej p milimetr za dużo. Nie wiem czy więcej zużyłam czy odłamałam. Miałam ją zaledwie miesiąc kiedy się skończyła. To jakiś rekord dla mnie. Niestety za droga impreza jak na takie zużcie. A szkoda, bo kolor przepiękny i efekt bardzo naturalny. Będę płakac.
11. Bubel czyli lakier baza/warstwa wierzchnia Sally Hansen. Po kilku tygodniach stosowania lakieru moje paznokcie trobiły trach i rozwarstwiły się niemiłosiernie do połowy płytki. Aaaa! Kiedyś zdarzyło mi się coś podobnego z innym lakierem tej firmy, ale nie byłam do końca przekonana, że to akurat lakier. No bo przecież miał wzmacniac paznokcie, więc na pewno nie on. Kiedy mi się to stało teraz nie miałam wątpliwości. To nie mógł byc przecież przypadek. Minęły trzy miesiące od odstawienia i dopiero teraz moje paznokcie wróciły do normy. Lakier spełniał swoje zadanie, bo lakiery stosowane z nim naprawdę długo się trzymały. Jednak, nie ma to żadnego znaczenia skoro spowodował on takie hardcorowe zozdwajanie (roztrajanie) się paznokci!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło jeśli zechcecie zostawić po sobie kilka słów