Wczoraj wybrałam się z dziećmi do centrum odfajkować kilka rzeczy ze szkolnych potrzeb. Zabrałam ze sobą aparat, bo nigdy nie zabieram i zawszę żałuję. Przydał się.
Sawers to był zawsze dla mnie ewenement. Sklepik był maleńki a było w nim prawie wszystko, to delikatesy specjalizujące się zarówno w produktach lokalnych jak i specjałach zamorskich. Wypakowany był szczelnie od podłogi po sufit, a przeciskać się trzeba było między półkami a klientami jak w labiryncie. Jak w tym sklepie można było pomieścić tyle produktów, zadbać o porządek i pilnować dat? Nie mam pojęcia.
Obok Sawersa stał wielki, pusty sklep Thortonsa, urządzony w stylu wirówkowym: półeczki przy ścianach, środek pusty. W przestronnym czekoladowym salonie leniwie człapały znudzone ekspedientki i kilku klientów; do delikatesów obok wciskali się amatorzy owoców morza, serów, oliwek i krówek.
Ciąg dalszy oczywisty. Sawers na miejscu Thortonsa też jest wypakowany od stóp do głów, ale na dużo większej powierzchni. Oto kilka fotek z już rozładowanych delikatesów. Nie udało mi się wiele sfotografować bo musiałam powstrzymywać dzieci przed wkładaniem wszystkich rodzajów shortbreada do koszyka.
wystawowa szybka
taką patelkę do paelli sobie sprawię
kawałeczek serowej lodówki
octów wszelakiej maści cały regał
kolor tego chili utraciłam
po sufit
lemoniada!
muszle muszlami, ale listę z tyłu zauważyłam dopiero na tym zdjęciu ...zebra!?
potwory morskie
Ha, byliśmy ostatnio z krótkimi odwiedzinami w Belfaście! Fajnie było :-) Super miasto, znacznie mniejsze od Warszawy, w której mieszkamy, mniejsze ale w zupełności spełniające potrzeby człowieka: fizyczne (co doskonale prezentujesz na zdjęciach) oraz duchowe. Życzę powodzenia w nowym miejscu - każdy dom trzeba oswoić - i na nowym blogu (stary straasznie mi się podobał).
OdpowiedzUsuńDobrze to określiłaś: w zupełności spełniające potrzeby! Tak dokładnie jest :) Właściwie to się właśnie z niego wyprowadziłam, ale do przyrośniętej do niej mieścinki, więc się nie liczy. Cieszę się, że podobało się Wam tu.
OdpowiedzUsuńMam ogromną nadzieję, że nie zawiodę czytelników Galangala ;)
Nie-sa-mo-wi-ty sklep. Moje bankructwo byłoby gwarantowane!!!
OdpowiedzUsuń