Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zupa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zupa. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 18 lutego 2016

Zupa ogonowa.



Gotowaliście kiedyś zupę ogonową? Nie taką z proszku, tylko z ogona wołowego? Ja do tej pory nie, to moja pierwsza. Jako dziecko lubiłam tę z proszku, bo miała taki zupełnie inny od reszty zup smak. Najlepsze jest to, że gotując tą prawdziwą wcale nie sprawdzałam na nią przepisu. Wcale nie ugutowałam najpierw zupy. Najpierw zrobiłam coś na kształt gulaszu. Obsmażyłam kawałki ogona, na tej samej patelni skarmelizowałam seler naciowy, cebulę i marchewkę. Przełożyłam wszystko do slowcookera, dodałam passatę, świeży tymianek i rosół wołowy. Po czterech godzinach lekko zagęściłam i jedliśmy ten gulasz z odsmażanym pure z ziemniaków. Po czterech godzinach na wysokiej temperaturze w slowcookerze mięso powinno być miękkie, ale nie było. Jedliśmy więc ziemniaki z bardzo dobrym sosem i warzywami. W garnku został cały ogon, dużo warzyw i całkiem dosyć sosu. Na następny dzień dolałam do tego wody, dodałam tylko soli i wstawiłam na pół dnia na niską temperaturę. Potem wyciągnęłam mięso (całkiem już miękkie) a resztę zupy zmiksowałam. Wyszła idealna, trzeba było tylko dodać ostrej papryki. Po ugotowaniu sprawdziłam przepis w książce kucharskiej - różnił się od mojego tym (pomijając gulaszowy epizod z zagęszczaniem), że ja patelnię deglasowałam rosołem, a w przepisie było wino. No i były też inne zioła, ale to szczegół.
Następnym razem kiedy uda mi się wpaść na wołowy ogon zrobię od razu zupę gotując ją od początku o wiele dłużej. Skoro ta, która była popłuczynami po gulaszu była tak esencjonalna i żelatynowa w smaku to aż ślinianki pracują na myśl o tym co się będzie działo jeśli zupę ugotuje się porządnie od początku jako zupę! Upiekłam do zupy coś na kształt chlebków naan z czarnuszką, solą i tymiankiem. Po takim pierwszym daniu, drugiego nie trzeba było. W dodatku dzieci zjadły.

poniedziałek, 24 lutego 2014

Imbirowy krem z pasternaka







Przepis wywęszyłam u Majki, która wywęszyła go u Hugh Fearnley-Whittingstall'a. Oprócz tego, że zupa jest słodka - bo pasternak to przede wszystkim słodkie warzywo, to jest też bardzo imbirowa. Obecność kuminu powoduje, że pachnie lekko curry, chociaż nie jest bardzo hinduska w smaku. Przekręciłam trochę oryginalny przepis, bo nie dodałam do zupy kardamonu, a to dlatego, że koniecznie chciałam dodać do zupy olej z pestek dyni (intensywny, pyszny, zielono-czerwony wynalazek, świetnie smakuje ze słodkimi potrawami, np. z lodami!) i pomyślałam sobie, że za bardzo konkurowałby ten smak z kardamonem. Może się pomyliłam, ale tak wyszło. Żeby delikatnie wzmocnić curry'owy aromat dodałam więc ziaren kopru włoskiego. Podaję przepis, który zrealizowałam a po oryginał odsyłam do linku powyżej.    

Rozgrzej łyżkę masła i łyżkę oliwy w garnku, dodaj posiekaną cebulę i dwa rozgniecione ząbki czosnku, posiekany kawałek imbiru (u mnie 3 cm dość gruby), po pół łyżeczki mielonego kuminu i nasion kopru włoskiego oraz szczyptę chili. Kiedy cebula zmięknie dodaj pół kilograma obranego i pokrojonego w kostkę pasternaka i chwilę smaż. Dodaj około 800 ml wody, dodaj sól, gotuj aż pasternak będzie miękki, zmiksuj i dodaj trochę mleka tak aby zupa uzyskała pożądaną konsystencję. Podawaj z uprażonymi na suchej patelni pestkami dyni i polej kilkoma kroplami oleju z nich właśnie.

niedziela, 2 lutego 2014

Zupa z dyni, słodkich ziemniaków i limonkowych pikli z dodatkiem soczewicy i szpinaku







Jakiś czas temu kupiłam słoiczek pikli z limonki, użyłam je kilka razy jako dodatek do curry, ale że tego curry ostatnio mniej jemy, no i przecież nie może być wciąż takie samo, to słoik stał otwarty w lodówce nieuchronnie zmierzając  do momentu kiedy będzie trzeba go z racji wieku wyrzucić. Przed wylądowaniem w koszu mój słoik uratowała Bea przepisem na zupę z batatów, dyni i soczewicy. Jej przepis nie zawierał limonkowych pikli, ale zupa aromatyzowana była limonką i czerwoną pastą curry. Przeczytałam go i od razu zapaliła mi się lampka: moje limonkowe pikle! Jeśli nigdy nie jedliście zasalanych limonek ani cytryn (na przykład w marokańskich daniach) to ciężko wytłumaczyć ich smak, no bo jak? Kupione pikle mają konsystencję niezbyt dobrze rozdrobnionej pasty curry i czerwony kolor, smakują jak pasta curry z dużym dodatkiem limonki i soli. Można zrobić sobie takie pikle w domu; google z pewnością pomoże w znalezieniu przepisu, ja żadnego nie polecam, bo jeszcze żadnego nie wypróbowałam, ale z pewnością to zrobię.
Jeśli lubicie precyzyjne przepisy to odsyłam do Bei i zamieńcie (lub nie) pastę curry na pikle limonkowe. Ja odkąd nie prowadzę bloga kulinarnego przestałam mierzyć i ważyć składniki w celu zmontowania przepisu, sama śledzę ilości tylko w przepisach na ciasto.  Poniżej niby przepis dla tych, którzy precyzji nie wymagają.

czubata łyżka pikli z limonki
3 ząbki czosnku, zmiażdżone
mała cebula, posiekana
kawałek imbiru, posiekany
jeno chili, posiekane (pasta jest pikantna więc to jest opcja)
jeden słodki ziemniak, pokrojony w kostkę
dynia, pokrojona w kostkę (u mnie butternut objętościowo troszkę więcej niż ziemniaków)
puszka mleka kokosowego
wywar z kurczaka
mała filiżanka soczewicy (u mnie zielona)
garść szpinaku
sól i pieprz
ghee (odrobina do szpinaku)
sok z limonki (też do szpinaku)

No to w końcu niedziela, więc zaczęłam od wstawienia rosołu nie licząc na to, że dzieci będą chciały 'to' jeść i mając na uwagę jego przydatność w zupie. Zanim wszystko przygotowałam to woda z surowymi szczątkami ptactwa domowego zaczynała mieć jakiś tam poza wodny smak i się do użycia nadała. Ugotowałam też soczewicę, a raczej rozgotowałam zajmując się reorganizacją skorup pomiędzy zlewem, zmywarką a szafkami. Po rozgotowaniu wpadłam na pomysł z dodatkiem szpinaku, który nieszczęście mógłby zamaskować i przy okazji rozwiązałby problem z tym, że takiej zupie zieleń rozpaczliwie jest potrzebna, a moja cała parapetowa zieleń kuchenna została zeżarta przez małe paskudne muszki. Wyciągnęłam moździerz żeby cześć rzeczy połączyć z pastą, ale przypomniałam sobie, że blender i tak muszę wyciągnąć do zmiksowania zupy więc po co się męczyć jak można po prostu bzik bzik, no więc zmiksowałam: cebulę, imbir, chili, czosnek i pikle. Musiałam dodać chlapkę wody żeby składniki się połączyły. Zupę zaczęłam od przesmażenia powstałej pasty, nie dodawałam do niej żadnego tłuszczu, bo pikle miały go wystarczająco. Potem dodałam pokrojoną dynię i ziemniaka i zalałam wywarem  tak aby warzywa były ledwie przykryte. Kiedy dynia i ziemniaki zmiękły dodałam mleko kokosowe i kiedy zupa znowu się zagotowała zmiksowałam ją. Pikle mają tak intensywny i bogaty smak, że przyprawienie zupy zostawiłam na sam koniec, kiedy już wszystko będzie zmiksowane i bardziej ... wiadome. Zupie potrzeba było tylko ciut soli i cukru muscovado. Został tylko szpinak i soczewica. Rozpuściłam na patelni odrobinę ghee, dodałam soczewicę i posiekany szpinak, przyprawiłam solą, pieprzem i sokiem z limonki, ściągnęłam z patelni kiedy szpinak był zupełnie miękki a soczewica gorąca. 
Rosół jeszcze nie był gotowy kiedy skończyłam robić zupę dlatego nie musiałam niczego już natychmiast, na dworze było jasno, warunki sprzyjały więc temu by zrobić zdjęcie. Dla urody i kamuflażu wspomnianej wyżej rozgotowanej soczewicy przykryłam ją jeszcze juliankiem z surowego szpinaku i już.

Zupa jest bardzo intensywna w smaku, bardzo wyraźna, bardzo pikantna, jak to mówią lokalni in your face. I takiej właśnie zupy bardzo mi się ostatnio chciało.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...