poniedziałek, 20 sierpnia 2012
Pierwszy post
To, że zacznę pisać nowego bloga było dla mnie oczywiste od momentu kiedy się przeprowadziłam do nowego domu. Jest w miejscach coś na co jestem wyczulona i co mnie zmienia. Każde z miejsc w którymi mieszkałam miało na mnie wpływ. Kiedy byłam młodsza bardzo nie lubiłam się przeprowadzać, bo każdą przeprowadzkę odczuwałam jako stratę, oczywiście nie w sensie materialnym (tu raczej na odwrót) lecz społecznym lub nawet duchowym. Pewnie Wy też odczuwacie, że zostawiacie gdzieś kawałek siebie wyjeżdżając skądś. Dla mnie wszystko się zmieniło w momencie wyjazdu z Polski. Może poczucie straty było zbyt duże aby sobie z nim poradzić i postanowiłam tego nie przezywać a może po prostu nie przywiązuję się do tych irlandzkich miejsc aż tak bardzo by je opłakiwać. Jedno jest pewne: te moje irlandzkie miejsca miały duży wpływ na moją kreatywność.
Pierwszy dom w którym mieszkaliśmy w Belfaście już nie istnieje. Była to niewielka szeregówka, bardzo ascetycznie urządzona, z widokiem na wszechobecną czerwoną cegłę. To może ta monotonia za oknem sprawiła, że koloru i formy zaczęłam szukać wewnątrz siebie. Kupiłam farby, malowałam, potem stalówki, kaligrafowałam. Przeszkadzała mi ciasnota, przeprowadziliśmy się do większego domu z pięknym ogrodem. W tamtym domu pisałam Galangala, gotowałam, pociłam się przywracając ogród do zamierzonego wyglądu. Nie dotknęłam stalówek i farb, nie potrafiłam, ale zaczęłam robić biżuterię.
Teraz spędzam wolny czas siedząc na kanapie vis a vis bezfirankowego wielkiego okna z widokiem na wzgórza hrabstwa Antrim, słuchając muzyki i zastanawiając się co ten widok ze mną zrobi. Może zacznę pisać wiersze? Chyba nie, pisać wiersze potrafiłam tylko w Polsce.
Może nie będę robiła nic nowego tylko gapiła się w wiecznie zmieniające się irlandzkie niebo? Na Galangalu dla chmur nie ma miejsca - stąd nowy blog, blog na którym ma być miejsce na wszystko i na cokolwiek, blog związany nie z hobby lecz z moim nowym miejscem na ziemi: Aylesbury.
Zapraszam do lektury przyszłych wpisów. Następny będzie kulinarny: o bakłażanie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
powodzenia na nowym miejscu !
OdpowiedzUsuńDzięki Ulla :)
OdpowiedzUsuńJestem pewna,że nowe miejsce nastroi cię bardzo pozytywnie, bo jakże może być inaczej kiedy jest się smakoszem życia potrafiącym wydobywać ze wszystkiego najlepsze smaki :) Powodzenia!
OdpowiedzUsuńJa sie właśnie też przeprowadziłam. Z bloku z wielkiej płyty do domu na wsi i ten widok za oknem zmieniajacy sie wraz z porami dnia i roku jest dla mnie magnetyczny. najchętniej siedziałabym całymi dniami i patrzyła w okno.
OdpowiedzUsuńCzytałam Galangal, choc uczciwie przyznaję, ze nie skorzystałam chyba z żadnego przepisu, bo czytałam bardziej dla Twoich opowieści o potrawach. Chętnie poczytam Aylesbury Days :)
Szarlotku: dziękuję :) określenie smakosz życia bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńAnge: Byłam u Ciebie na blogu i widziałam zdjęcia prawie skończonego domu - piękny! Okolica też, wyobrażam sobie, że oczu nie można oderwać patrząc na niego. Dostałam podobny feedback od kilku osób, że wchodzą na mojego bloga żeby go poczytać a niekoniecznie interesują ich same przepisy. To samo mówi moja mama i mąż. Był to jeden z elementów decyzji o prowadzeniu bloga niekoniecznie kulinarnego. Mam nadzieję, że AD nie zawiodą :)