Otwieram bloggera i widzę kilka zaczętych postów. Za każdym czai się duży ładunek emocjonalny, ale brakuje mi do nich słów. Bo jak przekazać to co czuję żeby ktoś wiedział co czuję? Łapię się wielokrotnie na używaniu skrótów myślowych, które mi się wydają trafne, ale są niezrozumiałe dla innych, bo kto ma pod powiekami to samo co ja?
Nie mogę słowami ulepić tamtych obrazów.
Czekam więc aż coś dojrzeje.
W międzyczasie pojawia się niedzielne popołudnie bez planów. Ciemne chmury na chwilę odpływają, fotografuję więc biżuterię, którą czas najwyższy zacząć sprzedawać. Betonowa płytka pięknie wchłania światło. Myślę o upieczonych burakach, które stygną w piekarniku i przychodzi mi do głowy pomysł ... a może by tak?
Zagniatam ciasto na makaron z dodatkiem soku odciśniętego ze startych, już zimnych buraków. Rozkruszam fetę. Siekam szpinak. Miażdżę czosnek. Kilka kropli oliwy spływa ku środkowi odkształconej patelni. Czosnek zaczyna pachnieć. Dorzucam szpinak, wyłączam gaz. Liście ciemnieją i więdną, puszczają sok. Mieszam z fetą. Staram się tylko spróbować, chociaż ciężko na tylko poprzestać. Ach, jeszcze pieprz.
Ciasto jest lekko zbyt miękkie i maszynka na początku tańczy. Mąka, mąka, mąka. Lubię sypać mąkę z prawie pustej torebki, z góry, tak żeby łapała światło i jakby na chwilę spowalniała upływ czasu.
Żeby robić zdjęcia muszę co chwilę myć ręce.
Długie, szerokie taśmy różowego ciasta. Małe gniazdka fety i szpinaku. Karbowana okrągła foremka. Ciach, ciach, ciach.
W gotującej się wodzie ciasto blednie.
Odrobina masła, świeży szpinak, parmezan.
O jakie to dobre! Jakie dobre! Mmm! Ciasto delikatne i jakby lekko słodkie, wnętrze soczyste i słone, lekko pieprzne, lekko czosnkowe. Takie jak trzeba. Mmm.
Ewa, sam urok i smak...:):):)
OdpowiedzUsuńJa też mam nadpoczęte posty... Nie wszystko wypowiesz... Zdaj się na intuicję czytających:), bo tu przychodzą Ci, którzy czują podobnie:)
Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńMiło wiedzieć, że tak jest - może to da mi kopniaka :)
Cudne kolory Ewo! I tekst piekny... :)
OdpowiedzUsuńdziękuję Beo
UsuńPięknie napisane Ewo. Wspaniale się czyta, a ten kolor pierożków piękny.
OdpowiedzUsuńOne muszą być pyszne.
Pozdrawiam:)
Dziękuję :) są pyszne i to bardzo!
UsuńJakie piękne!!!
OdpowiedzUsuń(i chyba tyle wystarczy)
P.S. Książka o kwiatach w następną sobotę będzie u Kasi.
Dzięki :)
UsuńZa książkę też :) Nie mogę się jej doczekać :)
potrzebne slowa przyjda ktoregos dnia same...tak spontanicznie... bedzie latwiej dokonczyc pozaczynane historie i mysli...
OdpowiedzUsuńRavioli buraczkowe sa pelne uroku,wygladaja tak wesolo i smakowicie,do tego szpinak z feta...mniam.... ( u mnie tez szpinakowo,choc nie tak urokliwie...)
Usciski Ewus :)
Tak właśnie mam nadzieję, że przyjdą ;) dziękuję ślicznie i idę oglądać Twój szpinak!
UsuńHmmm też mam pozaczynane posty... Wiem, że ich nie skończę. Napisałam je, żeby poradzić sobie z własnymi myślami, jako terapię. Rzadko który tekst nadaje się, by go wkleić między ciastka i muffinki;)
OdpowiedzUsuńNo to właśnie taka terapia trochę, ale jak napiszę to opublikuję, tak jak niedawno pisałam jestem straszną ekshibicjonistką.
UsuńA może Ty też powinnaś? Wiesz z łyżką cukru każde lekarstwo da się połknąć ;)
Lubię buraki. Lubię fetę. Lubię szpinak.
OdpowiedzUsuńSłowem - szkoda, że mnie tam nie było :)
Mary
zdjęcia karmią oczy! :)
OdpowiedzUsuńpięknie to wygląda, chociaż nie sądziłam, że róż może być tak apetyczny :)
OdpowiedzUsuńMary: no ach!
OdpowiedzUsuńSpice M: łasam na takie komplementy ;)
Madziu: ja też byłam zaskoczona, bo myślałam, że wyjdzie mdło, ale kolor samego ciasta jest cudowny - jednak cały czas miałam wrażenie, że robię deser ;)
zdjęcia cudowne, jak z książki kucharskiej, takiej z wyższej półki :)
OdpowiedzUsuńStaram się :)
Usuńuwielbiam jak tu piszesz i juz! tak wlasnie sie czuje, kiedy przygotowuje cos w domu pysznego i musze przyznac coraz mniej mam ochote ubierac to w slowa: upiecz buraki. zetrzyj na tarce. dodaj soku do ciasta. wiesz pisanie przepisow jak w ksiazce... pewnie coraz czesciej nachodza mnie mysli by pojsc pisac obok tego kulinarnego zgielku... by po prostu pisac i cieszyc sie tym co robie, bo to uwielbiam, a nie dawac sie zamknac w jakichs ramach...
OdpowiedzUsuńach musze do tego Belfastu w koncu sie wybrac!! :-))
Ano musisz!
OdpowiedzUsuńWłaśnie opublikowałam ten przepis, jako przepis, na anglojęzycznym blogu - dla koleżanki z pracy. Ostatnio pisałam jej na kolanie w pokoju nauczycielskim przepis na kopytka i olśniło mnie, że przecież najczęściej o przepisy i o to co i jak gotuję pytają mnie właśnie ludzie z pracy więc spisywanie przepisów po angielsku ma dla mnie jakiś większy sens. Po polsku piszę bo lubię pisać, nie mam takiej weny po angielsku, dlatego mój anglojęzyczny blog pozostanie blogiem kulinarnym stricte. Po polsku jakoś nie potrafię już tego 'upiecz buraki'.