Bakłażan: lśniąca fioletowa skórka, pełne kształty, uroczy kapelusik w stylu Piotrusia Pana; cudo. To zewnętrzne cudo trochę rozczarowuje swoim gąbczastym, wodnistym wnętrzem żadnych fanfar w ustach nie wywołującym; przynajmniej nie sam z siebie, coś trzeba z nim zrobić.
Kiedyś dodawałam go do dań w stylu ratatouille, ale nie był to mój ulubiony w nich kąsek.
Raz zdarzyła mi się świetna tempura z bakłażana, ale tylko raz, bo druga była już zniechęcająca (przepis na Galangalu - jakbyście mieli ochotę potempurzyć).
Jakoś tak się do tego pięknego warzywa zniechęciłam.
Bakłażan odzyskał dla mnie sens w pewnej meksykańskiej knajpie jako składnik fajity: grillowany z mięsem i innymi warzywami, ciemny, przypieczony, o lekko podwędzonym smaku. Wrócił do łask.
Ten, niewielki bakłażan ze zdjęcia też miał skończyć w fajicie, ale tak się nie stało, bo ...
Bakłażan nadziewany dzikim ryżem, rozmarynem i karczochami |
... zapomniałam kupić kilku produktów do niej.
Co tu z tym niezbyt dużym bakłażanem zrobić? Nadziać? Nadziać! Odpowiadał każdy z moich punktów konsultacyjnych.
To czym? Zaczyna się proces wymyślania dania. Trwa wieczór, rano i kawałek popołudnia. Nie, nie eksperymentuję wrzucając rzeczy na patelnię, oduczyłam się po kilku katastrofach. Muszę mieć wszystko gotowe w głowie.
Więc myślę.
Mięso i ryż: ale nie za dużo mięsa, trochę mielonej wołowiny, dla smaku a nie objętości; fajnie wyglądałyby czarne ziarenka dzikiego ryżu, o tak. A więc basmati z dodatkiem dzikiego.
Dodam trochę rozmarynu. Rozmaryn i bakłażan. To będą ciepłe, ciemne smaki.
Przerwa.
Do bakłażana wracam rano kiedy otwieram lodówkę i wyciągam coś na śniadanie, za czymś stoi ledwie nadpoczęty słoiczek karczochów. Bingo. Lekko kwaskowate karczochy, kruche lecz rozpływające się w ustach, w dodatku w zalewie oliwnej z dodatkiem ziół, z wyczuwalnym rozmarynem. Złamią smak, dodadzą tekstury.
Reszta jest oczywista: cebula, czosnek, cukinia (mała, młoda i zwarta), pomidory. A może bez czosnku? Czy wszystko musi być czosnkowe? No może tylko ciut. No i wiadomo: przyprawy.
Późno, czas się wziąć do pracy.
Wydrążam bakłażana, kroję miąższ w drobną kostkę, solę, odkładam na sito do odsączenia. Kapie. Wnętrze wydrążonego bakłażana smaruję oliwą, wstawiam pod grill. Dzieci komunikują, że tego jeść nie będą, ja im na to, że dobrze, bo połówki tylko dwie, więc ułatwiają mi sprawę i mogą zjeść same nadzienie. Gotuje się woda na ryż, wsypuję połowę paczuszki (około 250g). Zanim się ugotuje mam już wszystko pokrojone w drobną kostkę, łódeczki bakłażana upieczone. Są fajne, trzymają kształt. Odcedzam ryż, zostawiam, żeby się dobrze odsączył.
Na patelnię z kapką oliwy idzie posiekana połówka cebuli, najmniejszy ząbek czosnku z główki, później 250 g mielonej wołowiny. Kiedy mięso się ścina dodaję opłukany i osuszony miąższ bakłażana, cukinię i zioła, trochę soli i pieprzu. Wygląda dobrze, ale coś blado. Przypominam sobie o pomidorach. Osz! Został tylko jeden! Ściągam skórę, kroję w kostkę. Cukinia się zrobiła, dodaję karczochy, jest ich trochę. Na końcu pomidor. Próbuję. Za mało pomidorów. Wciskam dużo soku z cytryny. Jest ok. Mieszam z ryżem. Próbuję, dodaję więcej soli, więcej pieprzu, więcej cytryny. Nakładam dzieciom. Dzióbią. Nakładam farsz w bakłażanowe łódeczki, posypuję płatkami chili, tartym parmezanem. Wrzucam pod grilla. Pozostałym farszem nadziałabym spokojnie jeszcze dwie takie łódki.
Gotowe. A może by tak zrobić zdjęcie. Nie mam tła w moim nowym domu. Będzie en face.
Zjadam łódkę. Pycha.
Dzieci robią sobie jajecznicę.
Skorupka jest naprawdę pyszna. Mmmm. To, że mi smakuje o niczym nie świadczy, mi zawsze smakuje to co ugotuję (to syndrom odkurzacza).
To czego nie zjadły dzieci wraca na patelnię, dodaję chili. Oświeca mnie, że pikantne smakowałoby im o wiele bardziej. Tego samego wieczoru Madzia posypuje sobie kanapkę ostrą papryką. Następnego dnia oboje próbują świeżej papryczki chili. Popijają litrem mleka. Szczęśliwi.
Serwuję sobie małą dokładkę. Baaardzo dobre. Hm.
Mąż zachwycony zjada wszystko.
Spoko.
Jest dużo szczypiorku, może jutro chińszczyznę?
skądś znam tekst "ale ja tego nie będe jadła" :)
OdpowiedzUsuńa poza tym dziekuję za dokładny opis mąk twórczych ;) u mnie wygląda to tak samo i dotyczy niestety dużo mniej wymyślnych dań :)
Tym 'nie będę' od dawna się nie przejmuję, za bardzo lubię te 'męki' by z nich zrezygnować na rzecz zupy pomidorowej i kotleta - bo to moje dzieci jadłyby chętnie codziennie.
OdpowiedzUsuńsuper wpis, chętnie poczytam więcej :)
OdpowiedzUsuń