Bardzo lubię czytać stare książki kucharskie, nawet niekoniecznie po to by z nich gotować, po prostu tak poznawczo. Fascynuje mnie bogactwo składników, inne miary, sposoby gotowania, odmienność dań, hojność przepisów i ich język. Czasem czytając natknę się na coś wykonalnego, coś do czego nie potrzeba trufli, ani raków ani ryb, których nigdy nie miałam okazji oglądać. Czasem mnie coś zaintryguje tak bardzo, że po prostu muszę zrobić i robię z różnym skutkiem: czasem smak zaskakuje, wręcz dziwi, czasem zachwyca. Do tej pory tylko jedno z tych dań posmakowało nam tak bardzo, że weszło na stałe do naszego obiadowego repertuaru: naleśniki nadziewane dżemem i zapiekane z mieszanką mleka, cukru i jajek; inne są do powtórzenia lub zmienienia, ale w sumie żadnych katastrof nie było.
Jajecznik jest do zmienienia. Zrobiłam według oryginalnego przepisu i zjadłam, jednak jedząc żałowałam, że nie posłuchałam swojej intuicji i nie sypnęłam tego bądź owego. Niewątpliwie podstawowy przepis jest prosty. Prosty w wykonaniu i w smaku. Oczywisty powiedziałabym. Wyobrażalny. Chciałam zrobić wg oryginalnego przepisu to zrobiłam, ale następny jajecznik na sto procent będzie inaczej przyprawiony.
Tak brzmi oryginalny przepis (z tej książki, str. 65), cytuję:
Rozpuść cześć łótów masła, pokray dziesięć iay na twardo zgotowanych, weź w mléku moczoną bułkę, trochę pietruszki zielonéy, pokray drobno i włóż w masło; domiészay yeszcze dwa całe iaia i dwa żółtka, pół kwatérki śmietany, trochę soli i pieprzu razem; wysmaruy potém rądel masłem, włóż w niego całą miészaninę, i upiecz pięknie. Po upieczeniu wyrzuca się na półmisek, i daie się na stół.
Przyjemnie brzmi, prawda?
Mój jajecznik zrobiłam z mniej więcej połowy podanych ilości i piekłam w małej okrągłej formie w niezbyt gorącym piekarniku.
Po przepisie widać, że jajecznik to bardzo podobne danie do omleta lub nadzienia tarty, tylko że z ugotowanym jajkiem. Smakuje jak jajko z jajkiem i pietruszką, ale ... to jest bardzo delikatne i puszyste jajko z jajkiem i gdyby dodać do niego czegoś bardziej zdecydowanego to mogłoby to być o wiele pyszniejsze danie. Myślę o doborze ziół, o kwiecie muszkatołowym, o pełnoziarnistej musztardzie lub nawet ostrej papryczce. Możliwości są nieskończone.
Odważycie się na to danie?
Jeśli tak to odważniej proszę!
Odważnie, odważnie, wyglada jak koltlet jajeczny z barow mlecznych. Pisownia swietna, lubie styl staropolski :)
OdpowiedzUsuńKawo - nigdy nie widziałam kotletów jajecznych z baru mlecznego ;)
UsuńJa też lubię ten styl i choć dla nas to on staropolski to historycznie bardziej nowopolski :)
Przyjemnie brzmi i pysznie wygląda. Fajny przepis :) Te stare przepisy mają w sobie coś takiego, co przyciąga, choćby tylko po to , by poczytać:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, mnie większość przyciąga do poczytania :)
UsuńAle świetny! Pięknie wygląda, chociaż koncepcja na niego powstała ponad 80 lat temu! Super. :) I oryginalność pisowni - niezły smaczek.
OdpowiedzUsuń180! też lubię ten smaczek, te e z akcentem (?, może zmiękczeniem), te y i i w dziwnych miejscach :)
UsuńEwo! Cudowny ten jajecznik! Pierwsze zdjęcie ZACHWYCAJĄCE!!!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia:*
Iaya - cudne :) Uwielbiam czytać taki język. Podobnie jak kopy, tuziny, kwarty i łuty :)
OdpowiedzUsuńJa też :)))
UsuńFantastyczne zdjecia i fajny staromodny przepis. Super!
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę, że Ci się podoba :)
UsuńCiekawie się czyta takie przepisy ze starych książek :) Nazwa dania świetna :D A Twój jajecznik wygląda bardzo apetycznie.
OdpowiedzUsuńTak właśnie. Mnie też nazwa bardzo się podoba, intrygująca. jajecznik to dla niektórych pojemnik na jajka - a tu jajeczny placek. Dzięki za komentarz :)
UsuńIza z Poznania, dzień dobry :-)
OdpowiedzUsuńTa masa jako żywo przypomina mi tę, jaką nadziewam połówki skorupek jajek robiąc tzw. faszerowane jajka, jedną z moich najukochańszych potraw z rodzinnego domu :-), tzw. całorocznych, lecz ze szczególnym uwzględnieniem okolic wielkanocy. Większość zapewne je zna, choćby ze słyszenia.
Robię je nadal i wcinam z wielkim apetytem. Przed laty ograniczałam się nieco ulegając ówczesnemu straszeniu przez dietetyków rzekomą bombą cholesterolową, jaką jajka ponoć miały w sobie nosić. Szczęśliwie obalono tamte teorie i dziś trwa, ku mojej radości, odwrót od nich szerokim frontem. Ów jajkowy cholesterol jest ponoć korzystny, a prócz niego jajka, jak wszystkie zarodki życia, niosą masę cennych makro- i mikroelementów itp., czego na szczęście nigdy nie negowano.
Jako zieleninę wolę szczypiorek, i to dużo, bo bardziej mi odpowiada z jajkami niż pietruszka czy koperek. No i nie dodaję śmietany do farszu, ani stopionego masła, tylko surowe jajka (czasem dodawałam ciutkę majonezu (własnej roboty, gdy akurat miałam), a bułka u mnie pojawia się jako tarta (też własna), w niej zanurzam napełnione farszem skorupki i smażę na maśle do zrumienienia. Py-chot-ka.
Widuje się też przepisy na kotleciki z takiego właśnie farszu, szybsze pewnie w przygotowaniu i kulturalniejsze ;-) w jedzeniu. Jednak przyzwyczajenie robi swoje i uwielbiam tę chrupiącą skorupkę skrywającą farsz i celebrację wydobywania go spod niej, po czym oblizywanie smacznie ubrudzonych palców i wylizywanie skorupek, jakby nieeleganckie to nie było ;-))).
Bardzo podoba mi się nazwa. Również lubię czytać o kulinariach i również te starocie. Mam po mojej Babci rozsypującą się Monatową (już ok. 90-letnią), babciną biblię, do której nadal chętnie zaglądam, korzystam, korygując tylko czasem ilości tych bardziej kalorycznych czy kosztownych składników (pomijam kuchenne do pomocy, haha).
Mimo przyzwyczajenia i sentymentu do jajek faszerowanych w skorupkach, spróbuję i tego starodawnego przepisu, 'odważę się'. Technikę krojenia jajek w drobną kosteczkę za pomocą specjalnej szatkowniczki jaka była w domu od zawsze, mam z dawien dawna opanowaną do perfekcji i idzie mi to migiem. Dawno już nie robiłam tych moich jajek, więc spróbuję takiej odmienionej wersji. I tak, i tak nie są to dietetyczne potrawy, ale są na pewno wartościowe. Może, by mieć tę chrupiącą skórkę, posypać wierzch tartą bułką lub na tym maśle, które powinno być dane do masy podsmażyć tartą bułkę i polać nią ? Masło przeniknie, a bułka osadzi się na powierzchni i zrumieni.
Gdy chodzi o przyprawianie, to wobec jajek jestem konserwatystką - sól i pieprz, i to sporo. Do niektórych wersji wspomniany szczypiorek, a do jajek na miękko obowiązkowo masełko! A gdy idzie o dodatki szerzej, to tylko jajecznice, omlety, frittaty itp. mogą u mnie liczyć na fantazję, jako że jej potrzebują.
Przy pierwszej próbie tej obecnej propozycji pozostanę chyba jednak tradycyjna :-), to jakby zapiekanka z gotowanych jajek. Szansę na względy miałby tylko groszek, mrożony (evtl. świeży, żadne puszki), krótko gotowany (tak go uwielbiam, że często mawiam, iż mógłby być nawet w tortach). Pozdrawiam, Iza
Dziękuję za ten komentarz - chętnie spróbuję właśnie tak faszerowane jajka, widziałam je chyba na jakimś blogu i wyglądały zachęcająco. Uwielbiam jajka, a dla mnie zdrowa dieta to naturalna dieta - nie przejmuję się za bardzo tym co dietetycy biorą aktualnie pod ostrzał. Zawsze staram się myśleć o tym co dobrego, a nie złego, jest w jedzeniu. Zgadzam się z tym, że do jajek o wiele bardziej pasuje szczypiorek. Robią czasem jajecznicę według jednej ze starych książek kucharskich - zawiera w sobie szczypiorek i kwiat muszkatołowca - najpyszniejsza na świecie, odkąd ją odkryłam nie robię innej.
OdpowiedzUsuń