Nie wszystkie opakowania ze zdjęcia są puste, ale te, które nie są już nigdy nie będą.
1. Vichy Normaderm, przeciwzmarszczkowy krem na dzień. To co mnie skłoniło do kupienia tego kremu to kombinacja kwasów (glikolowy oraz LHA) oraz witaminy C. Pomyślałam sobie, że po pierwsze kwasy to na moje skórne problemy (pory, nierówny koloryt) się przydadzą, a witamina C troszkę może rozjaśni i ożywi skórę. Nie zwróciłam jednak podczas zakupu uwagi na to, że krem ma w sobie silikon. Mam w stosunku do niego mieszane uczucia. Przez cały czas stosowania kremu nic mi się na twarzy nie działo. To ogromny plus: żadnych plam uczuleniowych, żadnych wyprysków, nic. Pod tym względem krem jest świetny. Nie czułam jednak żeby moja skóra była po nim nawilżona - no niby była, bo żadnych przesuszeń nie miałam, ale krem ma matowe, suche wykończenie (silikon?) którego nie lubię. Takie wykończenie kremu sprawiło jednak, że nie potrzebowałam żadnej bazy pod makijaż, a podkład super się rozprowadzał i fajnie trzymał (jak na moje możliwości). Nie wytrzymałam do końca opakowania i kupiłam nowy krem na dzień. Ten używam od czasu do czasu gdy coś mi się zaczyna na skórze dziać, muszę przyznać, że szybko sobie radzi.
2. Vichy Normaderm na noc. Ten krem ma ściągać pory i kontrolować wydzielanie sebum. Jego suche wykończenie jest jednak dla mnie nie do przyjęcia na noc. Nie jest to krem dla mnie pomimo, że mam i rozszerzone pory i tłustą strefę T.
3. Clinique mydło do twarzy. To jest mydło z 3 kroków pielęgnacyjnych Clinique. Kiedyś byłam fanką Clinique. Myślę, że byłam jednak fanką psychologiczną. Jak ci pani w białym fartuchu pod klinicznym szyldem mówi, że to dobre i tak masz postępować żeby Twoja skóra dobrze wyglądała to jej wierzysz. Jeśli natomiast nie wygląda dobrze to sobie myślisz, że może tej kliniczności nie masz wystarczająco i się wciągasz. Trochę ci zajmuje zanim się orientujesz, że nie może twoja skóra dobrze wyglądać skoro ją maścisz wysuszającym mydłem a potem zlewasz mocno alkoholowym tonikiem. Krem to wszystko na chwilę maskuje, ale w sumie chodzisz z obdartą ze wszelkiej ochrony skórą. Brr. Mydła okazjonalnie używam do stóp. Sorry Clinique.
4. L'Oreal Age Perfect tonik odświeżający z witaminą C. Z tą witaminą to taki pic - bo jak w takim opakowaniu ona niby miałaby przetrwać? Tonik jest nawilżający i rzeczywiście odświeżający. Mocno pachnie, babsko-kolońsko, ładnie. Tak, zawiera alkohol, ale jest on przedostatni na liście składników, co oznacza, że jest go niewiele (może akurat tyle ile niezbędne żeby pomóc składnikom się wchłonąć?, to o to chodzi?) i w sumie nie bardzo go na skórze czuć. Fajny produkt, ale nie tak żeby się zakochać, zastąpiłam go innym.
5. Nanogen Szampon zagęszczający dla mężczyzn. Jest też dla kobiet, ale wybrałam męski z premedytacją: nie chcę mieć lejących się, miękkich włosów, mają być w miarę szorstkie, bo są krótkie i łatwo mi wtedy je nastroszyć. W poprzednim denku pokazywałam Alpecin, który chwaliłam. Dlaczego kupiłam inny? Dlatego, że fryzjerka nastraszyła mnie, że kofeina wypłukuje farbę. Postanowiłam spróbować czegoś bez kofeiny. Nanogen działa podobnie, może odrobinkę słabiej, ale podobnie jak Alpecin ogranicza wypadanie włosów. Trzyma się go na włosach minutę a nie dwie i na tym kończą się zachwyty. Opakowanie jest beznadziejne, wyciskana tuba, to coś czego pod prysznicem nie lubię, może i jest go w opakowaniu więcej, ale też odpowiednio więcej kosztuje. Wróciliśmy do Alpecinu, który ja zaczynam używać dopiero wtedy jak mi kolor już wyblaknie.
6. Suchy szampon V05. W ramach przedłużania trwałości koloru przestałam codziennie myć głowę. Myję co dwa dni i w międzyczasie używam suchych szamponów. Miałam już różne, ten był najsympatyczniejszy, najłatwiej się wyczesywał. Odkryłam też, że dobry efekt daje potraktowanie głowy przed pójściem spać zamiast rano.
7.Shwartzkopf got2b glina do włosów. Najlepszy produkt do układania i utrwalania krótkich fryzur jaki kiedykolwiek miałam. Bardzo wydajny.
8. Gosh wygładzająca zmarszczki baza pod podkład. Jako baza nawet się sprawdza, ale bez szału. Nie zużyłam jednak nawet połowy opakowania kiedy produkt zjełczał! Było to może po trzech miesiącach od otworzenia opakowania. Taki o bubel.
9. La Roche-Posay krem BB. Użyłam go raptem kilka razy ponieważ: jest dla mnie o wiele za tłusty, pozostawia lepką warstwę na skórze, brzydko się na mojej twarzy utlenia, skóra się po nim szybko świeci no i nie odpowiada mi zapach. Dałam Madzi, ale jej też nie odpowiada. Do kosza.
10. Maybeline Illegal Length. Bardzo mi odpowiadała ta maskara, ładnie wydłużała rzęsy, nie paćkała się, szczoteczka przyzwoicie rozdzielała rzęsy. Nie wiem co mnie natchnęło żeby po tym jak się skończyła kupić inną, już żałuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło jeśli zechcecie zostawić po sobie kilka słów