Madzia postawiona przed ekranem komputera, na którym wyświetliłam swoją tablicę z patchworkami na Pintereście, powiedziała 'ten' wskazując na narzutę w biało-czerwony irlandzki łańcuch, 'ale turkusowy.' Tak zakończyły się kilkutygodniowe rozważania na temat która i w jakich kolorach. Udało mi się w sieci znaleźć wzór w miarę podobny i na tej podstawie narysowałam sobie to jak taka narzuta miałaby wyglądać. Było to niezbędne do tego żeby móc sobie zaplanować rozmiar i szycie.
Kiedyś myślałam, że patchwork robi się zszywając po kolei kawałki materiału, jeden po drugim (czasem się tak robi), ale tak naprawdę to konstruuje się bloki - używając różnych sprytnych geometrycznych zabiegów, które usprawniają pracę. Ten patchwork wymaga konstrukcji dwóch rodzajów bloków i użycia przynajmniej dwóch kolorów materiału.
Materiał kupiłam w piątek wieczorem, w ten sam dzień go wyprałam (bo może się skurczyć albo zafarbować - lepiej przed niż po szyciu!), a w sobotę rano byłam gotowa do pracy.
Na zdjęciu nie zmieściły się dwa zasadnicze elementy patchworkowego warsztatu: żelazko i deska do prasowania! Okazało się, że prasowanie jest niezwykle ważnym elementem w procesie.
Obliczyłam sobie, że jeśli mój podstawowy mały kwadracik na gotowej narzucie będzie miał 6cm to powyższy wzór powinien dać mi narzutę 150x180 cm, a ramkę mogę dodać na końcu już dowolnej szerokości. To, o czym musiałam pamiętać, to to że każdy kwadracik który będzie zszywany z jakąkolwiek częścią patchworku musi mieć dodany półcentymetrowy zapas na szwy z każdej strony. Obliczenie materiału było takie pi razy drzwi (na szczęście Madzia wybrała sobie tani materiał, produkowany lokalnie i dostępny w każdym sklepie - w każdej chwili można sobie dokupić, 1,2m jasnego i 2,5 m ciemnego spokojnie wystarczyły na przedni panel (no i kilka 'strat' które się przydarzyły), na ramkę i spód będę musiała dokupić kiedy już zdecyduję się na ostateczną wielkość narzuty).
Zaczęłam od konstrukcji szachownicy. Zabrałam się za to tak:
Jak się przyjrzycie szachownicy to pewnie zauważycie, że składa się ona z dwóch rodzajów rzędów, które można sobie stworzyć hurtowo zszywając naprzemiennie kolorami paski materiałów (raz zaczynając od jasnego, raz od ciemnego) i potem je krojąc w poprzek.
O tak:
A potem zszywając paski naprzemiennie:
Boczne elementy drugiego bloku też można zrobić hurtowo zszywając szeroki ciemny pasek z dwoma jasnymi cienkimi paskami (to będą narożne kwadraciki).
Podobnie do poprzedniego elementu taki gotowy pas kroi się na poprzeczne paski, które doszyte do kolejnego ciemnego prostokąta prezentują się tak:
Wszystkie kawałki na zdjęciach są już wyprasowane, wszystkie szwy trzeba dokładnie rozprasować zanim połączy się elementy ze sobą.
Brzmi jak mnóstwo pracy? Jest, ale podczas weekendu, głównie w sobotę, udało mi się stworzyć po piętnaście bloków każdego rodzaju.
W poniedziałek pozszywałam bloki w poprzeczne pasy (pięć bloków naprzemiennie), a we wtorek zszyłam ze sobą pasy w całość. To była najtrudniejsza część. To jest tylko materiał, tu się naciągnie, tu zaprasuje i aż do momentu stworzenia poprzecznych pasów dokładne zszycie w momentach gdzie mają stykać się rogi kwadracików nie jest aż takie trudne. Sama końcówka jednak, kiedy już prawie wszystko jest zszyte i małe jest pole manewru, musiałam się trochę pogimnastykować. Nie jest idealnie, jest tak:
Tymczasem.
WOW!
OdpowiedzUsuń:D
UsuńWow! Fantastycznie, bardzo mi się podoba i kolorystyka i wzór i wykonanie :) Zakładam bez żadnych wątpliwości, że dalej będzie już tylko lepiej :)
OdpowiedzUsuńMoja babcia była krawcową całe życie. Szyła różne rzeczy, ubrania dla nas i dla ludzi i przez całe życie nie używała deski do prasowania przy tym swoim szyciu. Miała tylko stół, na którym skrawała materiał, a potem prasowała i prasowała do znudzenia. pamiętam, że był to dla mnie zawsze duży problem, żeby sobie coś wyprasować na tym stole, a ona nigdy nie narzekała. To taka luźna refleksja, bo oczywiście nie namawiam, żebyś porzuciła deskę ;)
Dzięki, mam nadzieję, że będzie dokładnie ta :))).
UsuńPrzy tym prasowaniu akurat przydałby się stół (ale szkoda mi stołu w jadalni - bo pamiętam co się stało ze stołem w moim rodzinnym domu dawno dawno temu kiedy nie było deski) bo powierzchnia dosyć duża bez żadnych zakamarków, ale nie poradziłabym sobie z np. koszulą bez deski!
AAAAAAAAAAAAAAAA!!!
OdpowiedzUsuńJesteś MISZCZEM!
Efekt końcowy na pewno będzie rewelacyjny, jestem pewna!
Wow...
Ha! Przypomniało mi się piotrusiowe: jestem MISZCZEM, jestem MISZCZEM, jestem BURMISZCZEM!
UsuńNo szacun! Może zahaczysz z tym szyciem o Warszawę;-)
OdpowiedzUsuńhe he, za parę lat może tak ;)
OdpowiedzUsuńTrafiłam do Ciebie - można powiedzieć - przez przypadek. Ale jestem pod ogromnym wrażeniem lekkości, z jaką piszesz o szyciu tego quiltu. Gdybym nie wiedziała, ile to pracy - nawet po usprawnieniu sobie szycia paroma trikami - byłabym skłonna uwierzyć, że jest to takie "siup"! Brawo! za tempo, za wzór, za wykonanie. Bardzo mi się podoba :) I liczę na więcej, bo coś mi się wydaje, że masz do tego magiczne ręce :)))))) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAch, chciałabym mieć do tego magiczne ręce! No nie jest to może aż takie siup, ale myślałam, że proces jest żmudniejszy, częściowo dlatego się za to zabrałam - szukałam projektu, który nie zajmie mi jednego wieczoru. Cieszę, że Ci się podoba dotychczasowy efekt, mam nadzieję, że efekt końcowy nie rozczaruje! Dzięki za komentarz.
Usuń:)))